wtorek, 7 stycznia 2014

W obliczu trudności najlepszy jest coaching

Koniec studiów nie należy chyba do najprzyjemniejszych zdarzeń w życiu. Zresztą, jak każda zmiana. Ogarnia wtedy lek przed tym co nieznane, niechęć opuszczenia strefy komfortu (w tym przypadku pewnie "klosza" rodziców).
Domyślałam się, że nie będzie łatwo, ale od jakiegoś czasu na myśl przyszedł mi pomysł rozpoczęcia doktoratu. Dzieki temu, że wcześnie zaczełam interesowac sie jak zwiekszyc swoje szanse, udało sie. Nie towarzyszyła temu żadna ekscytacja. Do obrony miałam troche trudnosci ze sprawdzeniem pracy, na ostatnią chwile drukowałam, stres przed obroną i perspektywa szybkiego wykucia i przygotowania na rozmowe kwalifikacyjną na doktorat. W miedzy czasie zadzwoniono do mnie z zaproszeniem na rozmowe kwalifikacyjną (nastepny stresik), okazało sie, że w ciągu kilku dni musze opuscic mieszkanie, oraz że plan jaki miałam na czas wakacji legł w gruzach, w przerwach rozmowy z potencjalną promotorką (aa, jeszcze rekrutacja na doktorat na Uniwersytecie Medycznym) i przyszedł czas rekrutacji. Rozmowa kwalifikacyjna nie poszła najlepiej (dostałam ataku paniki przed wejsciem), ale jakimś cudem udało mi sie zakwalifikowac na miejsce ze stypendium (1200zł).
Podczas wakacji, ze wzgledu na komplikacje sytuacji z mieszkaniem itd., nic konstruktywnego nie udało mi sie zrobic. Starałam sie przygotowac teoretycznie do zadań naukowych.
Rozpoczecie zajec także nie było zbyt udane. Ze wzgledu na braki po pracy magisterskiej (wykonywanej w innej Katedrze, w innym trybie traktowania studentów) nie umiałam sobie dac rady. W efekcie siedziałam nieraz bezużytecznie po 8-10h aż ktoś zaproponuje do czego mogłabym sie przydac. Po 2 miesiącach pracy okazało sie, że popełniałam błedy w podstawowym przygotowaniu materiału do badań, czyli dotychczasowe wyniki mogłam wyrzucic. Ale to było jedno z kaskady negatywnych zdarzeń. Niedługo wcześniej babcia Tobiasza miała bardzo poważny wypadek, w nastepnym tygodniu zostawiłam na parkingu auto, w które ktoś uderzył, a później uciekł (minął miesiąc i mimo monitoringu nic nie wiadomo o sprawcy- a zatem także czy naprawiac, czy jeszcze czekac?), w kolejnym tygodniu dowiedziałam sie, że potwierdzono u mnie wystepowanie dosc poważnej i przykrej choroby...
Bardzo źle to przeżyłam, wpadłam w apatie, dużo płakałam, nie radziłam sobie z bólem w mostku, nie mogłam jesc, źle spałam, kiepsko układało sie z Tobiaszem. Starałam sie też dużo czytac o coachingu, jak radzic sobie ze stresem, z przeciwnościami losu. "Przed najwiekszym sukcesem przychodzi nawieksza trudnosc", "Jeśli spotyka Cie teraz wiele trudności to oznacza, że przechodzisz właśnie przyspieszony kurs rozwoju osobistego". Próbowałam zrozumiec swoje emocje, zapanowac nad nimi. W weekend przed Świetami wpadłam w dół, gleboki, ale na szczescie Mama była blisko. Zresztą w domu jest inaczej, do tego ten magiczny czas. Bardzo odpoczełam, naładowałam akumulatory i poczucie własnej wartości, nabrałam dystansu, zdecydowałam, że zrezygnuje z doktoratu na tym Uniwersytecie. Nadal bardzo sie boje, że bede zmuszona do podjecia trudnych decyzji (najbardziej, że z Tobiaszem bedziemy zmuszeni byc osobno), ale wierze, że to wszystko jest w moich rekach. Musze postanowic co jest dla mnie najważniejsze. A co dalej zobaczymy.

Sorry for late!

I haven't been here for ages! First which I have to say, internship in Portugal was the best thing I have ever had!!!!! I made friends, got practice, broke my inside borders, found inspiration, took "souvenir", which became the most important thing  in my life:) I could speak as much as possible! I would never forget it, and I hope my souvenir will be recalling me it:)

środa, 17 października 2012

Shattering LATADA :D

Woow! There is no time to write even:P I started to live as Erasmus student :P (in weekends, during week I'm working until late hours REALLY!)
I spent crazy week from 13 until 20 of October. It was Reception Week- time for freshmen to celebrate their acceptance to University. It was week of parties, concerts and other events. It is worth to make some notes what was happening:

-On Saturday we was of Fado concert in Covilha;

-On Sunday we went to other city to see bull fighting (I couldn't watch it);

-On Monday we organised Festa da Cerveja in dormitory with some snacks, games adn looooots of beer;

-On Tuesday ? (probably just stay at dormitory and watch some film;p);

-On Wednesday it was LATADA- It was AWESOME!!! All of students during few weeks before had been preparing cars which took part in parade. Of course there was raining but I think because of it, the fun was greatest :D We planned to leave a garage about midday, so we went there with sangria. Because we had to wait nearly two hours, we drunk ad drunk. As a result there wasn't any sober driver there:P We- Erasmus students- went as a first one, because we didn't take part in contest for the best car (fortunately;p). The parade was incredible! All of people stopped working and come to see us! Because there was some complications, and we had to stay in the rain for the longest time, the erasmus students was disappearing step by step. Finally other student took our car and burnt it :D of course with great fun:D ohh this day was veeeery tiring!
-On the rest of the days there was concerts in Anilia- kind of pavilion where all of students were gathering, but most of us prefered to stay and cure colds. There is no words to describe how it looked like! Really! :D
The film from parade:
http://www.youtube.com/watch?v=buVDir6IqPw&feature=share

poniedziałek, 10 września 2012

Besides charm of Covilha I'm still missing home

Pisze ten post żeby uświadomić tym, którzy chcieliby wyjechać i tym, którzy zazdroszczą, że tu jestem, że czasem smutne dni też nadchodzą... Nawet w pięknej  słonecznej Portugalii. Zaklimatyzowanie się samej w nowym miejscu tak daleko od domu jest wyzwaniem. Najgorzej gdy doskwiera samotność i świadomość, że nic nie skróci czasu do powrotu (kto wie, może niedługo będę chciała go wydłużyć?). Ale moi wierni przyjaciele- Skype i Porto towarzyszą mi w tych najgorszych chwilach:P

My artistic work
This post is just to show that sometimes gloomy days occur even here, in sunny, smiling Portugal. Coming alone to different country is challenging. You need a lot of support, and an accompany of others (at least I need it:P ), of even of the one with whom you could talk when you feel badly... Friends who are with me in the worst moments are Skype and Porto Wine:P

niedziela, 9 września 2012

First week is coming to an end


Mój pierwszy tydzień tutaj był niesamowity. Poznałam tylu dobrych i miłych ludzi! Mój pierwszy dzień był dość stresujący, bo zgubiłam się i w rezultacie dotarłam do pracy spóźniona 2 godziny. Rzecz jasna nie było z tym żadnego problemu- u Portugalczyków godzina spotkania jest jedynie orientacyjna :D W laboratorium poznałam Panią Profesor, która  będzie się mną opiekować oraz studentów z teamu- Francisco, Goncalo i Filipe. Ofiarowali mi niesamowicie dużo wsparcia i pomocy.

Muzyk fado?
Z mojego punktu widzenia Portugalczycy są najbardziej uprzejmą ze wszystkich nacji. Nawet wsiadając do autobusu, zagadują- wcale nie musisz music mówić po portugalsku, żeby prowadzić dyskusje :P Są stale uśmiechnięci (trudno się dziwić gdy podczas przerwy na lunch ok 13-14 potrafią wypić butelkę wina i wrócić do pracy:D ). Któregoś dnia w drodze do pracy wstąpiłam do restauracji po kanapkę, w miedzy czasie poznałam kelnerkę, z którą tak dobrze mi się gadało, że zanim jeszcze dostałam moje śniadanie piłam postawione przez nią wino :D Tutaj nawet koty z ptakami żyją w zgodzie :)



My first week here was incredible! I have met so much kind people, and started to fall in love in Portugal :) My first day was a little bit stressing, because I got lost in Covilha and came to work late 2 hours (!). But it wasn't any problem. When I came I have met my supervisor Professor, her right hand- Francisco and two other students from team- Filipa and Goncalo. They gave me a lot of support and help, so even I was completely stunned I settled a lot of things with them.
View of mountains, map of the city and fuel for sightseeing:P

From my point of view, Portuguese are the most kind and helpful nation! They are smiling all the time. For example, when you come to bus it's more than possible that somebody will join you and talk, even if you don't understand any word in portuguese;p One day when I was on my way to work I decided to come to restaurant to eat sandwich, waitress was so kind and interested where I am from, and we started to talk what resulted in drinking wine before even breakfast :D Here in Covilha, what they exactly know, are the they kidness is the greatest! Maybe because of mountains? :D Here even cats and birds live in harmony :)

czwartek, 6 września 2012

Adventurous journey towards

Po pierwsze chciałabym wyjaśnić dlaczego zdecydowałam się pisać blog dwujęzyczny- po pierwsze chce pokazać moim nowym znajomym jak się ciesze, że ich poznałam, a poza tym przekazać wrażenia osobom, które zamierzają spędzić w Covilhi czy innym portugalskim mieście trochę czasu. Zdaje sobie sprawę, że mój angielski nie jest w pełni poprawny, ale mam nadzieje, że choć trochę zrozumieją :P

Widok z samolotu na ocean
Moja przygoda rozpoczęła się 2 września, kiedy budzik zadzwonił przed 5. Całe szczęście  że to wszystko działo się tak wcześnie, bo nie do końca wiedziałam czy to jawa czy sen. Pożegnałam się z rodzicami i wujkiem na lotnisku ok. 7 i zaczęłam samotną podróż. Trochę przerażała mnie podróż samolotem, ale wkrótce okazało się, że to będzie mój nowy ulubiony sposób podróżowania. Obsługa była bardzo miła, miałam cały rząd foteli dla siebie, a podczas śniadania doświadczyłam turbulencji, co przysporzyło trochę kłopotów i sprzątania. W związku z tym, że pogoda była idealna miałam świetne widoki z okna. A z czego nie zdawałam sobie sprawy to fakt ogromnej różnicy temperatur, bo kiedy już byliśmy na wysokości 11km temperatura na zewnątrz wynosiła -55 stopni, a podczas lądowania w Lizbonie ok 40- geniusz inżynierów i konstruktorów, aby stworzyć tak wytrzymałą maszynę.

Po dotarciu do Lisbony wiedziałam, że muszę odnaleźć stacje metra i dostać się z lotniska do stacji Oriente. Udało się. Następny krok to podróż pociągiem do stacji Covilha; i tu czekało mnie trochę stresu. W związku z tym, że pociąg zatrzymał się w najdalszych sektorach od miejsca gdzie postanowiłam stanąć (fajnie :P ) musiałam dobiec do niego z walizkami. Jakoś je wtargałam i przeszłam wagon pierwszej klasy, na którą biletu prawdopodobnie nie miałam (nie wiem- bilet pisany po portugalsku:P ), nie chcąc ryzykować usiadłam w innym wagonie. Coś mnie tknęło i zapytałam po angielsku czy z takim biletem mogę tu siedzieć. Odpowiedź: "Nao,.....????!!!@@@^^%%" (?). Pomyślałam "Aha, to idę dalej". Rzecz jasna walizki nie opuszczały mnie na krok. Usiadłam w następnym wagonie, gdzie dostałam podobny komunikat z tym, że pokierowano mnie do wagonu gdzie byłam przed chwilą. (?!) Ale za trzecim razem trafiłam na dziewczynę, która oprócz portugalskiego znała także migowy i pokazała mi nr na bilecie jako, że muszę znaleźć takowe miejsce i tam usiąść. Cała roztrzęsiona i ze łzami w oczach, przerażona, zestresowana i wyczerpana zbliżając się do mojego miejsca napotkałam kanara i zapytałam "czy to jest moje miejsce, na którym mogę usiąść?" Na co dostałam odpowiedz w rodzaju: "Jasne, czemu nie". Aha, rzeczywiście jestem już w Portugalii... :D


First of all I have to explain why my blog is written in two languages- I want to give a chance to my new foreign friends to get know how I'm honoured I'd met them, and of course for any erasmus students who are going to spend time in Covilha or other Portuguese city. I'm aware that my English isn't exactly correct, but I hope that even though you understand a little bit.

A view from the plane
My advanture started on 2nd of September about 5 a.m. Luckily I had a flight so early because I didn't realise if it is a dream or reality that I'm going to spend 3 months far away from home. I left my great parents and beloved uncle on the airport about 7, and started to travel alone. I have never fly in an airbus, so I was quite stressed, but finally I found out that it is a great way to travel. Stewards were nice, I had all sits in my row for my own, breakfast was delicious even if during the time it was provided the turbulances occured. And the views was absolutely awesome! I didn't realise that it is a big difference in temperatures at an altitude of 11km (-55 degrees) and ground (e.x. in Lisbon 40 degrees). I'm impressed by the genius designers.



Dworzec kolejowy w Lisbonie
Railway station in Lisbon
Then I came to Lisbon, got a metro from Airport to Oriente (of course it wasn't so easy- I had to fight to get my luggage, and then took it everywhere I went) and took a train to Covilha. Now I know that it is cheapest to travel that way by bus (~13 euros) than by train (~19 euros) and more comfortable, because of access to the Internet (what is the most important for students traveling alone). What is important, on the train ticket you have a number of seat where you probably should sit. I didn't know it before and I spent a lot of time going round and asking people if with this kind of ticket I could sit there. Of course nobody spoke English, but finally one girl showed me a number and explained by sign language that I should sit there. I was exhausted, scared, stressed and close to tears, and then I met a ticket controller and asked if I could sit on that seat. His answer was: "Yeah, why not? ". Then I realised- I'm in Portugal... :D


środa, 5 września 2012

Sierpień miesiącem przygotowań

Chwile przed wyjazdem do Czarnogóry dostałam informacje o zakwalifikowaniu na praktyki w Portugalii. Oczywiście  natychmiast rozpoczęły się poszukiwania informacji o kraju, kuchni (hihi), kulturze, winie(!), itd. W ferworze zdarzeń nie uzmysłowiłam sobie, że przecież jadę tam sama, nikogo nie będę znała, prawdopodobnie nikt z organizacji nie będzie na mnie czekał ani mi nie pomoże. Ale to lepiej, że nie zdawałam sobie z tego sprawy. Zajęłam się przygotowaniami, zakupami, organizacją spraw, nawet nauką portugalskiego- czymś na co podczas wakacji brakuje czasu, który zwyczajnie przecieka przez palce. I tu ukazuje się pierwsza zaleta wyjazdu- pełna mobilizacja i przy wyższym stężeniu adrenaliny (które sukcesywnie wzrastało im bliżej było do wyjazdu) zrobiłam przez miesiąc naprawdę mnóstwo!

W perspektywie wyjazdu na dłuższy okres pojawiają się obawy, że będę tęsknić (a trzech miesięcy nie ma jak przyspieszyć czy skrócić), że będzie brakować mi wielu aspektów, które mam w DOMU, nawet widoków, które oglądam co dzień. W ten sposób odkryłam kolejną zaletę tego typu wyjazdu- doceniasz to co masz wokół. Uśmiechałam się na widok kwitnących wrzosów, podziwiałam widoki mojej ukochanej miejscowości, zżyłam się z moimi kochanymi kumplami, bo coś nieuchronnie miało się zmienić...

A few days before my holiday travel to Montenegro I found out that my application for trainship  was accepted. Looking for any useful information has already started. I was looking for everything- what to eat, where to go, how to behave. In a rush I have forgotten that I will be there alone, with nobody to help, to explain, to show anything. But it was lucky for me that I didn't realise what challenge I'm facing. I was preparing every detail, even I started to learn portuguese, which I wouldn't probably do during holidays because everything, as you know, is more important. It is the first of advantages of going on such trainship- it organizes your time, you have to do a lot of things, but you will do even more because of adrenaline. 

In the face of long term absence, you see every detail which you love. I saw how beautiful are the heaths in the forests near my HOME. How I will miss my lovely family, great sister, funny mates, my fresh-painted room which was (is) my own space. And here appears other advantage- you start to value the things that you love, and to understand how much you need them...